LISBON REVISITED · Sousa Braga (poemas de Adam Zagajewski) organização Casa Fernando Pessoa @...

76
poemas de Adam Zagajewski Ana Luísa Amaral Jorge Sousa Braga Amalia Bautista Harryette Mullen Luís Quintais Margarida Vale de Gato LISBON REVISITED D I A S D E P O E S I A leituras na casa fernando pessoa lisboa, 14 e 15 de junho de 2018 LISBON REVISITED D I A S D E P O E S I A

Transcript of LISBON REVISITED · Sousa Braga (poemas de Adam Zagajewski) organização Casa Fernando Pessoa @...

p oemas de

Adam ZagajewskiAna Luísa AmaralJorge Sousa Braga

Amalia BautistaHarryette Mullen

Luís QuintaisMargarida Vale de Gato

L I SBON R E V I SI T ED D I A S D E P O E S I A

l e i t u r a s n a c a s a f e r n a n d o p e s s o a

l i s b o a , 1 4 e 1 5 d e j u n h o d e 2 0 1 8

L I SBON R E V I SI T ED D I A S D E P O E S I A

L I S B O N R E V I S I T E D

Poetas portugueses e estrangeiros, alguns já conhecidos, outros ainda por

traduzir: encontros na Casa Fernando Pessoa entre quem escreve e quem lê poesia.

Poemas lidos nas noites de 14 e 15 de Junho de 2018.

L I SBON R E V I SI T ED D I A S D E P O E S I A

l e i t u r a s n a c a s a f e r n a n d o p e s s o a

l i s b o a , 1 4 e 1 5 d e j u n h o d e 2 0 1 8

título

Lisbon Revisited — Dias de Poesia

autores Adam Zagajewski; Ana Luísa Amaral; Jorge Sousa Braga; Harryette Mullen ;

Amalia Bautista ; Luís Quintais; Margarida Vale de Gato

traduções Inês Dias (poemas de Amalia Bautista);

Margarida Vale de Gato (poemas de Harryette Mullen); Marco Bruno, com revisão de Jorge Sousa Braga (poemas de Adam Zagajewski)

organização Casa Fernando Pessoa

@ dos autores

grafismo Pedro Serpa

(capa a partir de desenho da GBNT)

Lisbon Revisited — Dias de Poesia é uma organização da Casa Fernando Pessoa com o apoio da Embaixada de Espanha e American Corners Portugal.

Apoio à divulgação: Antena 2

No site da Casa Fernando Pessoa está publicada uma variante desta brochura

com as versões originais dos poemas traduzidos.

www.casafernandopessoa.pt

ÍNDICE

Adam Zagajewski 6

Ana Luísa Amaral 20

Jorge Sousa Braga 30

Amalia Bautista 36

Harryette Mullen 46

Luís Quintais 56

Margarida Vale de Gato 61

6

Adam Zagajewski

JECHAĆ D O LWOWA

Rodzicom

Jechać do Lwowa. Z którego dworca jechaćdo Lwowa, jeżeli nie we śnie, o świcie,gdy rosa na walizkach i właśnie rodzą sięekspresy i torpedy. Nagle wyjechać doLwowa, w środku nocy, w dzień, we wrześniulub w marcu. Jeżeli Lwów istnieje, podpokrowcami granic i nie tylko w moimnowym paszporcie, jeżeli proporce drzewjesiony i topole wciąż oddychają głośnojak Indianie a strumienie bełkocą w swoimciemnym esperanto a zaskrońce jak miękkiznak w języku rosyjskim znikają wśródtraw. Spakować się i wyjechać, zupełniebez pożegnania, w południe, zniknąćtak jak mdlały panny. I łopiany, zielonaarmia łopianów, a pod nimi, pod parasolamiweneckiej kawiarni, ślimaki rozmawiająo wieczności. Lecz katedra wznosi się,pamiętasz, tak pionowo, tak pionowojak niedziela i serwetki białe i wiadropełne malin stojące na podłodze i mojepragnienie, którego jeszcze nie było,tylko ogrody i chwasty i bursztyn

7

IR A LVIV

aos meus Pais

Ir a Lviv. De que estação partirpara Lviv, se não do sonho, ao alvorecer,quando o orvalho brilha nas malas e nascemcomboios expressos e camionetas. De repentepartir para Lviv, no coração da noite, de dia, em Setembroou em Março. Se é que Lviv existe, dentrodas fronteiras e não só no meunovo passaporte, e os estandartes das árvores,álamos e freixos ressoam aindacomo Índios e os regatos gaguejam o seuescuro esperanto e as cobras-de-água quais signossuaves da língua russa se somem norelvado. Fazer as malas e partir, sem sedespedir, ao meio-dia, desvanecer-secomo rapariguinhas desmaiadas. E as bardanas, verdesexércitos de bardanas, e por debaixo delas, sob o toldodo café veneziano, conversam os caracóissobre a eternidade. Mas a catedral ergue-se,lembras-te, tão vertical, tão verticalcomo o domingo e os guardanapos brancos e o baldecheio de framboesas colocado no chão e o meudesejo, que ainda não nascera,só jardins e ervas ruins e o âmbar

8

czereśni i Fredro nieprzyzwoity.Zawsze było za dużo Lwowa, nikt nie umiałzrozumieć wszystkich dzielnic, usłyszećszeptu każdego kamienia spalonego przezsłońce, cerkiew w nocy milczała zupełnieinaczej niż katedra, Jezuici chrzcilirośliny, liść po liściu, lecz one rosły,rosły bez pamięci, a radość kryła sięwszędzie, w korytarzach i w młynkach dokawy, które obracały się same, w niebieskichimbrykach i w krochmalu, który był pierwszymformalistą, w kroplach deszczu i w kolcachróż. Pod oknem żółkły zmarznięte forsycje.Dzwony biły i drżało powietrze, kornetyzakonnic jak szkunery płynęły podteatrem, świata było tak wiele, że musiałbisować nieskończoną ilość razy,publiczność szalała i nie chciałaopuszczać sali. Moje ciotki jeszczenie wiedziały, że je kiedyś wskrzeszęi żyły tak ufnie i tak pojedynczo,służące biegły po świeżą śmietanę,czyste i wyprasowane, w domach trochęzłości i wielka nadzieja. Brzozowskiprzyjechał na wykłady, jeden z moichwujów pisał poemat pod tytułem Czemu,ofiarowany wszechmogącemu i było za dużoLwowa, nie mieścił się w naczyniu,rozsadzał szklanki, wylewał się zestawów, jezior, dymił ze wszystkichkominów, zamieniał się w ogień i w burzę,śmiał się błyskawicami, pokorniał,wracał do domu, czytał Nowy Testament,

9

das cerejas e o indecoroso Fredro.Houve sempre Lviv em demasia, ninguém conseguiacompreender todos os bairros, ouviro queixume de cada pedra, queimada pelosol, a igreja ortodoxa emudecia à noite duma maneira diferenteda catedral, os Jesuítas baptizavamas plantas, folha a folha, mas elas cresciam,cresciam indomáveis, enquanto a alegria se escondiapor todo o lado, nos corredores e nos moinhosde café que giravam sozinhos, nos bules de cháazuis, no amido, esse primeiro formalista, nas gotas de chuva e nos espinhosdas rosas. Ao pé da janela amareleciam as forsítias geladas.Repicavam os sinos e estremecia o ar, as toucasdas freiras navegavam como escunas pertodo teatro, havia tanto mundo que tinha debisar um número infinito de vezes,o público delirava e negava-sea abandonar a sala. As minhas tias aindanão sabiam que um dia eu as ressuscitariae viviam tão confiantes e independentes,as criadas corriam em busca de nata fresca,limpas e engomadas, dentro das casas um poucode raiva e uma grande esperança. Brzozowskivinha dar as suas conferências, um dos meustios maternos escrevia um poema intitulado Porquê,para oferecê-lo ao Todo-Poderoso e havia Lvivem demasia, não cabia num recipiente,rebentava os copos de vidro, transbordava doscharcos, das lagoas, fumegava em todasas chaminés, transformava-se em fogo e tempestade,ria-se aos relâmpagos, amansava,voltava para casa, lia o Novo Testamento,

10

spał na tapczanie pod huculskim kilimem,było za dużo Lwowa a teraz nie mago wcale, rósł niepowstrzymanie a nożycecięły, zimni ogrodnicy jak zawszew maju bez litości bez miłościach poczekajcie niech przyjdzie ciepłyczerwiec i miękkie paprocie, bezkresnepole lata czyli rzeczywistości.Lecz nożyce cięły, wzdłuż linii i poprzezwłókna, krawcy, ogrodnicy i cenzorzycięli ciało i wieńce, sekatory niezmordowaniepracowały, jak w dziecinnej wycinancegdzie trzeba wystrzyc łabędzia lub sarnę.Nożyczki, scyzoryki i żyletki drapałycięli i skracały pulchne sukienkiprałatów i placów i kamienic, drzewapadały bezgłośnie jak w dżunglii katedra drżała i żegnano się o porankubez chustek i bez łez, takie suchewargi, nigdy cię nie zobaczę, tył śmierciczeka na ciebie, dlaczego każde miastomusi stać się Jerozolimą i każdyczłowiek Żydem i teraz tylko w pośpiechupakować się, zawsze, codzienniei jechać bez tchu, jechać do Lwowa, przecieżistnieje, spokojny i czysty jakbrzoskwinia. Lwów jest wszędzie.

11

dormia no sofá ao lado dum kilim hutsul,havia Lviv em demasia, ao contrário de agora,crescia incontrolavelmente e as tesourascortavam-na, os frios jardineiros como sempreem Maio, sem piedade, sem amor,ah esperem que chegue o cálidoJunho e os ternos fetos, os ilimitadoscampos do Verão, quer dizer, da realidade.Mas as tesouras cortavam, ao longo das linhas e através dasfibras, os alfaiates, os jardineiros e os censorescortavam o corpo e as grinaldas, as cisalhastrabalhavam sem descanso, como num recorte infantil,em que é preciso criar um cisne ou um corço.Tesouras, canivetes e lâminas de barbear raspavam,cortavam e recortavam as volumosas sotainasdos prelados e das praças e dos prédios, as árvorescaíam silenciosamente como na selvae a catedral tremia e as pessoas despediam-se de manhãsem lenços e sem lágrimas, os lábios tãosecos, nunca mais voltarei a ver-te, tanta morteestá à tua espera, porque é que cada cidadetem que tornar-se Jerusalém e cada homemum Judeu e agora não resta mais nada senão fazer à pressaas malas, sempre, quotidianamentepartir sem descansar, ir a Lviv, porque elaexiste, tranquila e pura comoum pêssego. Lviv está em todo o lado.

12

DZIEWCZYNKA VERMEERA

Dziewczynka Vermeera, teraz sławna,patrzy na mnie. Perła patrzy na mnie.Dziewczynka Vermeera ma ustaczerwone, wilgotne i błyszczące.

Dziewczynko Vermeera, perło,niebieski turbanie: jesteś światłem,a ja jestem zrobiony z cienia.Światło patrzy na cień z wyższością,wyrozumiale, może z żalem.

13

A GAROTA DE VERMEER

A garota de Vermeer, agora famosa,olha para mim. A pérola olha para mim.A garota de Vermeer tem a bocavermelha, húmida e reluzente.

Ó garota de Vermeer, ó pérola,ó turbante azul: és toda luz,e eu sou feito de sombra.A luz olha a sombra com altivez,compreensão, talvez pena.

14

MIST YKA DL A P O CZĄTKUJĄCYCH

Dzień był łagodny, światło przyjazne.Ten Niemiec na tarasie kawiarnitrzymał na kolanach niedużą książkę.Udało mi się zobaczyć jej tytuł:Mistyka dla początkujących.Od razu zrozumiałem, że jaskółki,które, przenikliwie gwiżdżąc,patrolowały ulice Montepulciano,i ściszone rozmowy onieśmielonych wędrowcówz Europy Wschodniej zwanej Środkową,i białe czaple, stojące — wczoraj, przedwczoraj? —w polach ryżowych jak zakonnice,i zmierzch, powolny i systematyczny,zacierający kontury średniowiecznych domów,i drzewa oliwne na niewielkich wzgórzach,poddane wiatrom i pożarom,i głowa Nieznanej księżniczki,którą widziałem i podziwiałem w Luwrze,i witraże w kościołach jak skrzydła motylipomazane pyłkiem kwiatów,mały słowik, który ćwiczył recytacjętuż przy autostradzie,i podróże, wszystkie podróże,to była tylko mistyka dla początkujących,wstępny kurs, prolegomenado egzaminu, który odłożony zostałna później.

15

MÍSTICA PARA PRINCIPIANTES

O dia era sereno, a luz amigável.Aquele alemão na esplanada do cafétinha nos joelhos um pequeno livro.Consegui ver o título:Mística para Principiantes.De repente percebi que as andorinhasque, com os seus silvos estridentes,patrulhavam as ruas de Montepulciano,e os diálogos surdos dos tímidos viajantesdo Leste, a chamada Europa Central,e as brancas garças reais de pé — ontem, anteontem? —nos campos de arroz como freiras,e o crepúsculo, lento e sistemático,que apagava os contornos das casas medievais,e as oliveiras nas pequenas colinas,abandonadas ao vento e aos incêndios,e a cabeça da Princesa Desconhecidaque tinha visto e admirado no Louvre,e os vitrais nas igrejas como asas de borboletassalpicadas de pólen,e o pequeno rouxinol que exercitava o seu cantona berma da auto-estrada,e as viagens, todas as viagens,tudo isso era apenas uma mística para principiantes,um curso introdutório, prolegómenoa um exame que foi adiado.

16

EUROPA ZASYPIA

Gosi

Europa zasypia; w Lizbonie jeszczemarszczą czoło niemłodzi szachiści.

Nad Krakowem unosi się szara mgłai zaciera kontury czcigodnych żagli.

Morze Śródziemne kołysze się lekkoi wkrótce zamieni się w kołysankę.

Kiedy Europa wreszcie twardo zaśnie,Ameryka będzie czuwała

nad biednym, niemym światemnieufnie, jak młodsza siostra.

17

A EUROPA AD ORMECE

para Gosia

A Europa adormece; em Lisboa aindafranzem as sobrancelhas velhos xadrezistas.

No céu de Cracóvia paira um nevoeiro cinzentoque apaga os contornos das veneráveis velas.

O Mediterrâneo embala-se suavementee daqui a pouco vai-se transformar numa canção de embalar.

Quando a Europa finalmente cair num sono profundo,a América há-de velar

o pobre, mudo mundodesconfiadamente, como uma irmã mais nova.

18

SPRÓBUJ OPIEWAĆ OKALECZONY ŚWIAT

Spróbuj opiewać okaleczony świat.Pamiętaj o długich dniach czerwcai o poziomkach, kroplach wina rosé.o pokrzywach, które metodycznie zarastałyopuszczone domostwa wygnanych.Musisz opiewać okaleczony świat.Patrzyłeś na eleganckie jachty i okręty;jeden z nich miał przed sobą długa podróż,na inny czekała tylko słona nicość.Widziałeś uchodźców, którzy szli donikąd,słyszałeś oprawców, którzy radośnie śpiewali.Powinieneś opiewać okaleczony świat.Pamiętaj o chwilach, kiedy byliście razemw białym pokoju i firanka poruszyła się.Wróć myślą do koncertu, kiedy wybuchła muzyka.Jesienią zbierałeś żołędzie w parkua liście wirowały nad bliznami ziemi.Opiewaj okaleczony świati szare piórko, zgubione przez drozda,i delikatne światło, które błądzi i znikai powraca.

19

TENTA LOUVAR O MUND O ESTROPIAD O

Tenta louvar o mundo estropiado.Recorda os longos dias de Junhoe os morangos silvestres, as gotas de vinho rosé.Recorda-te das urtigas, que metodicamente invadiamas herdades abandonadas dos exilados.Tens que louvar o mundo estropiado.Olhaste os iates e os navios elegantes;um deles preparava-se para uma longa viagem,aos outros esperava-os um salgado nada.Viste fugitivos que iam para lado nenhum,ouviste os carrascos a cantarem alegremente.Deverias louvar o mundo estropiado.Recorda os momentos em que vocês estavam juntosnum quarto branco e as cortinas se mexiam.Regressa em pensamento ao concerto, quando a música explodiu.No Outono colheste bolotas no parquee o redemoinho das folhas cobria as cicatrizes da terra.Louva o mundo estropiadoe a pena cinzenta que um tordo perdeu,e a luz delicada que se afasta e desaparecee regressa de novo.

20

LUGARES COMUNS

Entrei em Londres num café manhoso (não é só entre nós que há cafés manhosos, os ingleses também e eles até tiveram mais coisas, agora é só a Escócia e um pouco da Irlanda e aquelas ilhotazitas, mas adiante)

Entrei em Londres num café manhoso, pior ainda que um nosso bar de praia (isto é só para quem não sabe fazer uma pequena ideia do que eles por lá têm), era mesmo muito manhoso, não é que fosse mal intencionado, era manhoso na nossa gíria, muito cheio de tapumes e de cozinha suja. Muito rasca.

Claro que os meus preconceitos todos de mulher me vieram ao de cima, porque o café só tinha homens a comer bacon e ovos e tomate (se fosse em Portugal era sandes de queijo), mas pensei: Estou em Londres, estou sozinha, quero lá saber dos homens, os ingleses até nem se metem como os nossos, e por aí fora...

Ana Luísa Amaral

21

E lá entrei no café manhoso, de árvore de plástico ao canto. Foi só depois de entrar que vi uma mulher sentada a ler uma coisa qualquer. E senti-me mais forte, não sei porquê mas senti-me mais forte. Era uma tribo de vinte e três homens e ela sozinha e depois eu

Lá pedi o café, que não era nada mau para café manhoso como aquele e o homem que me serviu disse: There you are, love. Apeteceu-me responder: I’m not your bloody love ou Go to hell ou qualquer coisa assim, mas depois pensei: Já lhes está tão entranhado nas culturas e a intenção não era má e tambémvou-me embora daqui a pouco, tenho avião quero lá saber

E paguei o café, que não era nada mau, e fiquei um bocado assim a olhar à minha volta a ver a tribo toda a comer ovos e presunto e depois vi as horas e pensei que o táxi estava a chegar e eu tinha que sair. E quando me ia levantar, a mulher sorriu como quem diz: That’s it

e olhou assim à sua volta para o presunto e os ovos e os homens todos a comer e eu senti-me mais forte, não sei porquê, mas senti-me mais forte

e pensei que afinal não interessa Londres ou nós, que em toda a parte as mesmas coisas são

22

DE LISB OA : UMA CANÇÃO INACABADA , COM REVISITAÇÃO E TEJO AO F UND O

Não será irreal, nem terá,como a outra, um tamisa a banhá-la,mas o seu rio, de estuário tão largo comoo céu, não deixa de ser belo

É, por vezes, de muito mais pungente nitidezdo que aquela que encosta a sua pele às margens de outros rios (o que inspirou em ninfaso poeta inglês, ou em lourasguerreiras o músico alemão)

Por aqui, desde fermoso a criador de taldesejo ardente,de tudo lhe chamaram.E a cidade que, em momento ignorante de proteicaexplosão, lhe herdou a água,a lenda, as caravelas,dele herdou outras coisas:

desejos de voar milhares de rimas,de gentes tão diversas e de noites imensas,de uma lua tão grande e desviadada sua rota amena

Nem Jerusalém cega por um homemque, no rasgar do século,dela falou, como falou de Londres, de Viena,de Alexandria ou outras,

23

ah, doce, corre agora, till I end my songtill I end my song, my song, my song

Era o verso de Spenser que agora aquicabia, original,numa cidade que nem de irreal,mas de um azul tão grande, de fachadastão renda nas janelas, e de uma mágoatão revisitada,que aquela dos jacintos haveriade se reconhecer: You, hipocrite lecteur, mon semblable, mon frère

E o resto: uma canção inacabada —

24

DAS MAIS PURAS MEMÓRIAS: OU DE LUMES

Ontem à noite e antes de dormir,a mais pura alegria

de um céu

no meio do sono a escorregar, solenea emoção e a mais pura alegriade um dia entre criança e quase grande

e era na aldeia,acordar às seis e meia da manhã, os olhos nas portadas de madeira, o som que elas faziam ao abrir, as portadas num quarto que não era o meu, o cheiro ausente em nome

mas era um cheiro entre o mais fresco e a luza começar era o calor do verão, a mais pura alegria

um céu tão cor de sangue que ainda hoje, ainda ontem antes de dormir, as lágrimas me chegam como então, e de repente, o sol como um incêndio largoe o cheiro as cores

Mas era estar ali, de pé, e jovem,e a morte era tão longe,

25

e não havia mortos nem o seu desfile,só os vivos, os risos, o cheiroa luz

era a vida, e o poder de escolher,ou assim o parecia:

a cama e as cascatas frescas dos lençóismacios como estrangeiros chegando a país novo,ou as portadas abertas de madeirae o incêndio do céu

Foi isto ontem à noite,este esplendor no escuro e antes de dormir

………

Hoje, os jornais nesta manhã sem solfalam de coisas tão brutaise tão acesas, como povos sem nome, sem luz a amanhecer-lhes cor e tempos,de mortos não por vidas que passaram,mas por vidas cortadas a violência de serem cima desta terra sobre outros mortosmal lembrados ou nem sequer lembrados

E eu penso onde ela está, onde ela cabe,essa pura alegria recordadaque me tomou o corredor do sono,se deitou a meu lado ontem à noite

tomada novamente tornada movimento,mercadoria bela para cesta de vime muito belo, como belo era o céu daquele dia

26

Onde cabe a alegria recordadaem frente do incêndio que vi ontem de noite?onde as cores da alegria? o seu corte tão nítidocomo se fosse alimentado a átomo explodindo

como fazer de tempo? como fingir o tempo?

………

E todavia os tempos coabitamE o mesmo corredor dá-lhes espaço e lume

27

MEDITERRÂNEO

os mares de Homero deixaram de trazer, esbeltas, as suas naves

em nome dos sem nome, continua.por desertos de areia, desertos sem sentido, continua. por rostos no deserto, os do sem nome ou rosto, continua.ao fundo do deserto, diz-se gotas de sangue e grãos de areia, a esfinge no deserto, continua. no verdadeiro nome do espesso fluido que se diz vital, em toneladas certas, continua.

os divinos moinhos moendo devagarfina farinha, inúteis mares de pó

28

O EXCES S O MAIS PERFEITO

Queria um poema de respiração tensae sem pudor.Com a elegância redonda das mulheres barrocase o avesso todo do arbusto esguio.Um poema que Rubens invejasse, ao ver, lá do fundo de três séculos,o seu corpo magnífico deitado sobre um divã, e reclinados os braços nus,só com pulseiras tão (mas tão) preciosas,e um anjinho de cima,no seu pequeno nicho feito nuvem,a resguardá-lo, doce.Um tal poema queria.

Muito mais tudo que as gregas dignidadesde equilíbrio.Um poema feito de excessos e dourados,e todavia muito belo na sua pujança obscurae mística.Ah, como eu queria um poema diferenteda pureza do granito, e da pureza do branco,e da transparência das coisas transparentes.Um poema exultando na angústia,um largo rododendro cor de sangue.Uma alameda inteira de rododendros por onde o vento,ao passar, parasse deslumbradoe em desvelo. E ali ficasse, aprisionado ao cânticodas suas pulseiras tão (mas tão) preciosas.

29

Nu, de redondas formas, um tal poema queria.Uma contra-reforma do silêncio.

Música, música, música a preencher-lhe o corpoe o cabelo entrançado de flores e de serpentes,e uma fonte de espanto polifónicoa escorrer-lhe dos dedos.

Reclinado em divã forrado de veludo,a sua nudez redonda e plenafaria grifos e sereias empalidecer.E aos pobres templos, de linhas tão contidas e tão puras,tremer de medo só da fulguraçãodo seu olhar. Dourado.

Música, música, música e a explosão da cor.Espreitando lá do fundo de três séculos,um Murillo calado, ao ver que simples eram os seus anjosjunto dos anjos nus deste poema,cantando em conjunção com outrosastros lourossalmodias de amor e de perfeito excesso.

Gôngora empalidece, como os grifos,agora que o contempla.Esta contra-reforma do silêncio.A sua mão erguida rumo ao céu, carregadade nada

30

A REVOLUÇÃO DAS FLORES

Correspondendo a um apelo subterrâneo há vários dias que as dálias, as cinerárias, os gerânios e as hortências se recusam a flo-rirem e os jasmineiros e as violetas a exalarem o seu aroma pene-trante. De entre as rosas foram as vermelhas as primeiras a aderir. Comités de flores que se formaram espontaneamente em todos os jardins reivindicam o direito de florir em qualquer estação do ano, medidas eficazes contra as arbitrariedades das floristas, a extinção pura e simples das estufas.

Uma nuvem de pó cobre a cidade. Em vão a polícia controla os portos e as fronteiras. A exportação de bolbos e sementes foi sus-pensa entretanto. Na Madeira o movimento foi desencadeado pelas estrelícias. Tulipas que viajavam de avião e se destinavam a abas-tecer o mercado londrino murcharam colectivamente. No Extremo Oriente, crisântemos negros invadem as ruas de cidades como Tóquio e Pequim. Apanhadas desprevenidas as borboletas, abe-lhas, vespas e outros insectos ensaiam agora perigosos voos sobre os transeuntes. Às dezasseis horas numa conferência de imprensa realizada no Jardim de S. Lázaro, um grupo não identificado de flo-res, mas entre as quais se podia reconhecer alguns amores-perfei-tos, proclamou o estado de felicidade permanente nos jardins.

Jorge Sousa Braga

31

ESTRADA DE SANTIAG O

Todos somos peregrinos. Embora por vezes nos esqueçamos dessa condição. E abandonemos as sandálias e o burel. Mais cedo ou mais tarde temos de voltar à estrada. Em noites como esta — tão clara — quase se distinguem os vultos dos peregrinos. Outros que não nós prosseguem a sua marcha por entre as estrelas. A princípio, alguns ainda começam a contar os dias. Depois desistem, porque os dias se confundem com as estrelas — cada vez mais inumeráveis e lumi-nosos E no fim de cada jornada recolhem cuidadosamente o ouro acumulado nos seus pés…

32

SALMO

Não foi por mim que deixaste que te pendurassem na cruz não foi por mimque te deixaste matarNão foi por mim que deixaste que te insultassem e cuspissemnão foi por mimque morresteNinguém se deixa matar assimpara cumprir a vontade do pai--Pai Pai faça-te a tua vontade!—Ninguém se deixa matar assimporque um dia alguém se lembrou de oferecer uma maçã… Não sei quantas maçãs já me oferecestesem que um anjo com uma espada de fogo viesse para nos expulsardo nosso apartamento de três assoalhadasNão foi por mim que tu morrestee ressuscitaste ao terceiro diaÉ uma herança demasiada pesadapara se deixar a alguémque só viria a nascer dois mil anos depoise cujo único pecado foi nascerNão foi por mim nem por ti nem por ninguém que tu morrestee continuas a morrer todos os diasHá quem não saiba fazer outra coisa senão morrere voltar a morrerNem a vontade do Pai te serve de alibiNão foi por mim que tu morresteembora eu seja capaz de morrer por ti

33

Jorge Sousa BragaDURANTE O S ONO

Durante o sono retiraram-me uma costelaFicou-me no peito um vazio que não consigo preencherCusta-me a respirarEu quero de volta a minha costelaquero de volta todas as costelasQuero de volta o paraísoquero de volta o silêncio rumorejantequero de volta as poluções nocturnase diurnasQuero uma mulherfeita de chuvae ventoe fogoe nevee luze bréue não de argilacomo eu

34

SERMÃO DA MONTANHA

1.

Cho OyoDhaulagiriEveresteGasherbrum IIGasherbrum ILhotseKangchenjungaSishma PangmaK 2MakaluBroad PeakManasluNanga ParbatAnnapurna…

2.

Quando chegares ao cimo da montanhacontinua a subir

35

UM ANJO NO P ORTO

Eu vi-o um dia destes pairandosobre a Torre dos Clérigos

ou descendo a Avenida dos Aliados ao fim da tarde

Disfarçava mal as asaspor debaixo da gabardina

e abdicara da auréola. Po-dem não acreditar mas eu

vi-o. Da última vez atra-vessava a pé o rio

36

VAMO S A HACER LIMPIEZA GENERAL

Vamos a hacer limpieza generaly vamos a tirar todas las cosasque no nos sirven para nada, esascosas que ya no utilizamos, esasotras que no hacen más que coger polvo,las que evitamos encontrarnos porquenos traen los recuerdos más amargos,las que nos hacen daño, ocupan sitioo no quisimos nunca tener cerca.Vamos a hacer limpieza generalo, mejor todavía, una mudanzaque nos permita abandonar las cosassin tocarlas siquiera, sin mancharnos,dejándolas donde han estado siempre;vamos a irnos nosotros, vida mía,para empezar a acumular de nuevo.O vamos a prenderle fuego a todoy a quedarnos en paz, con esa imagende las brasas del mundo ante los ojosy con el corazón deshabitado.

Amalia Bautista

37

FAÇAMO S UMA LIMPEZA GERAL

Façamos uma limpeza gerale deitemos fora todas as coisasque não nos servem para nada, essascoisas que nós já não usamos, essascoisas que ficam a apanhar pó,as que evitamos encontrar porquenos trazem as lembranças mais amargas,as que nos magoam, ocupam espaçoou nunca quisemos ter junto a nós.Façamos uma limpeza geralou, melhor ainda, uma mudançaque nos permita abandonar as coisassem sequer lhes tocar, sem nos sujarmos,deixando-as onde sempre estiveram;e vamos nós embora, vida minha,para começar de novo a acumular.Ou então deitemos fogo a tudoe fiquemos em paz, com essa imagemdas chamas do mundo perante os olhose com o coração desabitado

38

EL PUENTE

Si me dicen que estás al otro ladode un puente, por extraño que parezcaque estés al otro lado y que me esperes,yo cruzaré ese puente.Dime cuál es el puente que separatu vida de la mía,en qué hora negra, en qué ciudad lluviosa,en qué mundo sin luz está ese puente,y yo lo cruzaré.

39

A P ONTE

Se me dizem que estás do outro ladode uma ponte, por estranho que pareçaque estejas do outro lado e me esperes,atravessarei a ponte.Diz-me qual é a ponte que separaa tua vida da minha,em que hora negra, em que cidade chuvosa,em que mundo sem luz está essa ponte,e atravessá-la-ei.

40

MATAR AL DRAG ÓN

Ha llegado la hora de matar al dragón,de acabar para siempre con el monstruode las fauces terribles y los ojos de fuego.Hay que matar a este dragón y a todoslos que a su alrededor se reproducen.Al dragón de la culpa y al dragón del espanto,al del remordimiento estéril, al del odio,al que devora siempre la esperanza,al del miedo, al del frío, al de la angustia.Hay que matar también al que nos tieneaplastados de bruces contra el suelo,inmóviles, cobardes, desarraigados, rotos.Que la sangre de todosinunde cada parte de esta casa hasta que nos alcance la cintura.Y cuando ese montón de monstruos seasólo un montón de vísceras y ojosabiertos al vacío, al fin podremostrepar y encaramarnos sobre ellos, llegar a las ventanas, abrirlas o romperlas,dejar que entren la luz, la lluvia, el vientoy todo lo que estaba retenidodetrás de los cristales.

41

MATAR O DRAGÃO

Chegou a nossa hora de matar o dragão,de acabar para sempre com o monstrode faces assustadoras e olhos de fogo.Há que matar este dragão e ainda todosos que à sua volta se reproduzem.O dragão da culpa e também o dragão do medo,o do remorso estéril, o do ódio,o que devora sempre a esperança,o do medo, o do frio, o da angústia.Há que matar também o que nos deixaesmagados de bruços contra o chão,quietos, cobardes, desenraizados, partidos.Que o sangue deles todosinunde cada parte desta casaaté que nos chegue mesmo à cintura.E quando esse monte de monstros forsó um monte de vísceras e olhosabertos ao vazio, enfim poderemostrepar e empoleirar-nos sobre eles,assomar às janelas, abri-las ou quebrá-las,deixar que entrem a luz, a chuva, o ventoe tudo aquilo que estava retidopor detrás das vidraças.

42

NO CHE DE SAN JUAN

¿Qué quemaremos esta noche, cuántavieja herida daremos a las llamas,de qué nos libraremos para no recordarloni en las peores pesadillas diurnas?¿Qué echaremos al fuego o en qué hogueras limpariemos la vida para entregarnos nuevos,para el tiempo que quede, para el que consigamosrobarle a tantas muertes?Llega la noche de San Juan, seguimosvivos y juntos a pesar de todo.Cada vez queda menos por quemar.Todo el fuego se esconde en nuestro abrazo.

43

NOITE DE SÃO JOÃO

Que queimaremos esta noite, quantasvelhas feridas daremos nós às chamas,de que nos livraremos para não o recordarnem sequer nos piores pesadelos diurnos?Que lançaremos nós ao fogo ou em que fogueiraslimparemos a vida para nos renovarmos,para o tempo que reste, para o que consigamosroubar a tantas mortes?Chega a noite de São João, continuamosvivos e juntos apesar de tudo.Cada vez resta menos por queimar.Todo o fogo se esconde no nosso abraço.

44

NADA SABEMO S

Nunca sabremos si los engañadosson los sentidos o los sentimientos,si viaja el tren o viajan nuestras ganas,si las ciudades cambian de lugaro si todas las casas son la misma.Nunca sabremos si quien nos esperaes quien debe esperarnos, ni tampocoa quién tenemos que aguardar en mediodel frío de un andén. Nada sabemos.Avanzamos a tientas y dudamossi esto que se parece a la alegríaes sólo la señal definitivade que hemos vuelto a equivocarnos.

45

NADA SABEMO S

Nunca saberemos se os enganadossão os sentidos ou os sentimentos,se viaja o comboio ou a nossa ânsia,se as cidades mudam de lugarou se todas as casas são a mesma.Nunca saberemos se quem nos esperaé quem deve esperar-nos, nem sequerquem temos de esperar no meio de umaplataforma fria. Nada sabemos.Avançamos às cegas, perguntandose isto que se parece com a alegriaé apenas o sinal inequívocode que nos enganámos novamente.

46

Harryette Mullen

ONCE EVER AF TER

There was this princess who wet the bed through many mattresses, she was so attuned. She neither conversed with magical beasts nor watched her mother turn into a stairwell or a stoop. Her lips were. Her hair was. Her complexion was. Her beauty or her just appear-ance. What she wore. She was born on a chessboard, with parents and siblings, all royal. Was there a witch? Was she enchanted, or drugged? When did she decide to sleep? Dreaming a knight in armor, she thought it meant jousting. His kind attack with stream-ers. A frog would croak. A heart would cough after only one bite. Something was red. There was wet and there was weather. She couldn’t make it gold without his name. Her night shifts in the tex-tile mill. She forgot she was a changeling peasant girl. Spinning, she got pricked. That’s where roses fell and all but one fairy wept. It remains that she be buried alive, knowing that a kiss is smaller than a delayed hunger.

47

UMA VEZ PARA SEMPRE

Havia uma vez certa princesa que fez xixi na cama em cima de uma grande pilha de colchões, tão sensível era. Não falava com bichos mágicos nem viu a sua mãe transformar-se numa escada em cara-col ou numa marreca. Os seus lábios eram. O seu cabelo era. As suas feições eram. A sua beleza ou a sua justa aparência. O que vestia. Nascera num tabuleiro de xadrez, com pais e irmãos, todos da rea-leza. Havia uma bruxa? Terá sido enfeitiçada ou drogada? Quando é que resolveu dormir? Ao sonhar com um cavaleiro de armadura, supôs que significava uma lança em riste. Viria ele, solícito, ao ata-que, com serpentinas. Algum sapo coaxaria. Algum coração, uma vez mordido, tossiria. Havia qualquer coisa vermelha. Havia humi-dade, havia clima. Ela não conseguia, sem o nome dele, transformar nada em ouro. Fazia os turnos da noite na fábrica têxtil. Esqueceu--se de que era uma rapariga do campo trocada na infância. Fiando, picou-se. Foi quando choveram rosas e as fadas todas choraram menos uma. Só falta que seja enterrada viva, sabendo que um beijo é menor do que uma fome demorada.

48

SLEEPING WITH THE DICTIONARY

I beg to dicker with my silver-tongued companion, whose lips are ready to read my shining gloss. A versatile partner, conversant and well-versed in the verbal art, the dictionary is not averse to the sol-itary habits of the curiously wide-awake reader. In the dark night’s insomnia, the book is a stimulating sedative, awakening my tired imagination to the hypnagogic trance of language. Retiring to the canopy of the bedroom, turning on the bedside light, taking the big dictionary to bed, clutching the unabridged bulk, heavy with the weight of all the meanings between these covers, smoothing the thin sheets, thick with accented syllables—all are exercises in the conscious regimen of dreamers, who toss words on their tongues while turning illuminated pages. To go through all these motions and procedures, groping in the dark for an alluring word, is the poet’s nocturnal mission. Aroused by myriad possibilities, we try out the most perverse positions in the practice of our nightly act, the penetration of the denotative body of the work. Any exit from the logic of language might be an entry in a symptomatic diction-ary. The alphabetical order of this ample block of knowledge might render a dense lexicon of lucid hallucinations. Beside the bed, a pad lies open to record the meandering of migratory words. In the rapid eye movement of the poet’s night vision, this dictum can be decoded, like the secret acrostic of a lover’s name.

49

D ORMIND O COM O DICIONÁRIO

O que eu gosto de regatear com este parceiro de língua argêntea, de lábios lestos lendo meu bâton brilhante. Parceiro versátil, con-vivial, versado na arte verbal, não se esquiva o dicionário aos hábi-tos solitários da leitora na sua ávida espertina. Na insónia da noite escura, o livro é um sedativo estimulante, que me acorda a imagi-nação cansada para o transe hipnagógico da linguagem. Retirada no dossel do quarto, acesa a luz de cabeceira, vou para a cama com o dicionário, fincando unhas e dentes no volume integral, repleta do peso de todos os significados entre as cobertas, alisando lençóis leves de páginas, densos com sílabas acentuadas — todos os exer-cícios da rotina consciente dos sonhadores, que remexem palavras nas línguas enquanto voltam folhas iluminadas. Passar por estes procedimentos e gestos, tatear no escuro em busca da sedutora palavra, é a missão noturna da poeta. Excitando-nos as possibili-dades infinitas, ensaiamos as mais perversas posições praticando noite fora o ato, a penetração do corpo denotativo da obra. Todas as saídas da lógica da linguagem podem ser uma entrada para um dicionário sintomático. A ordem alfabética deste amplo tijolo de conhecimento pode desembocar num léxico denso de lúcidas alucinações. Junto à cama, jaz um caderno aberto para registar a errância das palavras migratórias. Pelo rápido movimento ocular da visão noturna da poeta pode descodificar-se este ditado, como o oculto acróstico de um nome amado.

50

battered like her faceembrazened with ravagethe oxidizing of theseagonizingly worked surfaes

that other scene offstagewhere by and for her he descendsa path through tangled soundshe wants to make a song

blue gum pine barrensloose booty muddy bosommy all day contemplationmy midnight dream

something must need fixingraise your windou highthe carpenter’s herewith hamer and nail

from Muse & Drudge

51

como a cara dela trilhadade maceração devastadaoxidam as superfíciestrabalhadas à exaustão

fora do palco há outra cenaonde ele sai por ela para elanum trilho de sons dissonantesde que quer fazer um canto

pinhais de resina azulteu desfeito seio o meu sapaltodo o dia o meu alentosonho que à noite contemplo

algo precisa de concertoabre bem alto as janelasjá chegou o carpinteirocom um prego e um martelo

de Musa & Criada

52

Heartsleeve’s dart bleeds white white, softened with wear. Among blowzy buxom bosomed, give us this—blowing, blissful, open. O most immaculate bleached blahs, bless any starched, loosening blossom.

*

Of what material softness folds to hold her, under when over, inside or out, where air is, makes a difference in motion, living here—or walking. Taking off, putting on her flimsy garment. Holes breathe, and swallow. Openings, hem, sleeve. Borders on edges where skin stops, or begins. Fancy trim. Sew buttons on, but they are slow to open flowers—imagine the color. Loose skirt, a petal, a pocket for your hand. My dress falls over my head. A shadow overtakes me.

Her feathers, her pages. She ripples in breezes. Rim and fringe are hers. Who fancies frills. Whose finery is a summer frock, light in the wind, riffling her pages, lifting her skirt, peeking at edges. The wind blows her words away. Who can hear her voice, so soft, every ruffle made smooth. Gathering her fluttered pages, her feathers, her wings.

*

from Trimmings

53

Que penas as dela, que folhas. Ondula toda em brisas. Fru-frus e franzidos que tem. Rufos que se imagina. Vestido estival, sua sou-plesse, ao vento leve, farfalhando os folhos, levantando as faldas, espreitando pelas cavas. Suas palavras espalhadas ao vento. Quem lhe ouve a voz, tão baixa, cada vinco ao toque suave. Recolhe as folhas espaventadas, as penas, as asas.

*

Pesponto do coração à boca, peitilho que sangra branco mais branco, macio de se usar. Sob a blusa que descobre o farto busto, isto nos dai — ampla dádiva exposta. Oh perlimpimpins desla-vando imaculados, cuidai dos botões crespos que se soltam.

*

Que material macio onde mergulha e a contém, envolvendo-a por cima quando em baixo, dentro ou fora, onde está o ar, faz diferença no movimento, o viver – ou caminhar – aqui. Deslargando, enver-gando o levíssimo traje. Respiram furos, enfunam. Baínhas, manga, rachas. Debruns nas orlas onde cessa a pele, ou começa. Enfeite delicado. Botões semeados, mas que não dão logo flor – imaginai a cor. Saia larga, uma pétala, um bolso para a tua mão. Cai-me o vestido sobre a cabeça. Sombra que me assalta.

de Enfeites

54

WE ARE NOT RESP ONSIBLE

We are not responsible for your lost or stolen relatives. We cannot guarantee your safety if you disobey our instructions. We do not endorse the causes or claims of people begging for handouts. We reserve the right to refuse service to anyone. Your ticket does not guarantee that we will honor your reservations. In order to facili-tate our procedures, please limit your carrying on. Before taking off, please extinguish all smoldering resentments. If you cannot understand English, you will be moved out of the way. In the event of a loss, you’d better look out for yourself. Your insurance was cancelled because we can no longer handle your frightful claims. Our handlers lost your luggage and we are unable to find the key to your legal case. You were detained for interrogation because you fit the profile. You are not presumed to be innocent if the police have reason to suspect you are carrying a concealed wallet. It’s not our fault you were born wearing a gang color. It is not our obligation to inform you of your rights. Step aside, please, while our officer inspects your bad attitude. You have no rights that we are bound to respect. Please remain calm, or we can’t be held responsible for what happens to you.

55

NÃO NO S RESP ONSABILIZAMO S

Não nos responsabilizamos pelos seus familiares perdidos ou sequestrados. Não garantimos a sua segurança caso desobedeça às nossas instruções. Não apoiamos as causas nem as reivindicações dos indivíduos que pedem subsídios. Reservamo-nos o direito de recusar serviço a quem quer que seja. O seu bilhete não significa que lhe garantimos as reservas. A fim de facilitar os nossos proce-dimentos, é favor limitar os seus comportamentos. Antes da des-colagem, é favor extinguir quaisquer rastilhos de rancor. Se não compreende inglês, será removido. Em caso de perda, o melhor é desembaraçar-se. A sua apólice foi cancelada porque deixámos de tratar das suas pretensões assustadoras. Os nossos expedidores perderam a sua bagagem e não conseguimos encontrar a chave para o seu caso legal. Não lhe assiste a presunção de inocência se a polícia tiver razões para suspeitar que traz consigo uma carteira escondida. Não temos a culpa de ter nascido com a cor de um gan-gue. Não temos a obrigação de o informar dos seus direitos. Ponha--se de lado, por favor, enquanto o nosso agente revista a sua atitude censurável. Não lhe assistem direitos que devamos respeitar. Por favor mantenha a calma, ou não podemos ser responsabilizados pelo que lhe venha a acontecer.

56

QUAND O HEITOR FOI MORTO P OR AQUILES

Quando Heitor foi morto por Aquilese em ira finalmente desatadaseu corpo arrastado ao redor da muralha de Ílion,

uma mudez percorreu o mundo.De escândalo se arrepiaram os deusese as palavras, antes armadas de asas,

cessaram de habitar o nosso sanguecomo chama e sombrado que profetizámos ser.

Sobre a minha mesa está a segura soberaniada violência insistente, nóque se derrama como líquido metal, negro desígnio.

Por que morremos? Por que matamosdepois do arrepio dos deusese dos símbolos sepultados?

Repõe-se a ferocidade em nós,equilíbrio dinâmico, proporçãoque a si mesma se mede e se mutila.

Luís Quintais

57

ANFITEATRO

Todas as formas de violência são indesculpáveis,disse, e as sombras tombaram sobre a mesa.

Assim é indesculpável a mudez em que rostos se fecham.Um som vinha antecipar o sentido. A história alucina-se,

disse, e algo cedeu nas sombras tombadas.Eu anotei, e o olhar, o meu, derrapou no vidro

do anfiteatro, procurou a transparência. Mas era Inverno,Inverno também ali, Inverno sempre, e os plátanos

do outro lado, ali estando, tão indiferentes,de uma beleza de cinza, um anátema,

uma contemplação rasurada.

58

UMA MULHER JOVEM SENTA- SE À MINHA FRENTE E É JÁ LINGUAGEM.

Uma mulher jovem senta-se à minha frente e é já linguagem. Depois decepciona-me pelo simples cântico dos dias menores com que procura trabalho, o assalariado tributo a uma vida que se irá esgotar. E ela diz-me depois outra vez o cântico que a negra espes-sura da linguagem parece querer eliminar. Liberto-me da dúvida. Os meus irmãos esperam-me. Haverá quem lhes diga que eu parti para longe. Trará notícia do pesadelo da cidade técnica. Eu gritarei sem que nada se escute. Um eco será a única hipótese de entendi-mento. Haverá fotografias queimando-se junto a uma janela. A cor a desaparecer. Fotões implicados na desorbitada violência que um dia nos exasperou e hoje nos tranquiliza. Afinal, quando rompeste o saco, tudo era já tão mau, tão sujo, tudo trazia já a mácula do saco e do que se escondia, pulsante, lá dentro. O meu pai lia os jornais. Os seus olhos procuravam uma revelação nas colunas à sua frente. Depois não encontrava nada que o sossegasse. Atirava os jornais para cima da mesa que tinha à sua frente. Levantava-se e partia silencioso ao encontro das ruas onde o império, depois de morto, apodrecia. Eu apiedava-me dos monstros no limiar da porta cum-prindo o ritual de nada estar dentro, de nada estar fora.

59

PEDIRAM-ME PARA ES CREVER UMA CANÇÃO.

Pediram-me para escrever uma canção. Era jovem. Trazia nos ossos convicções, desmesuras, abrigos para o meu silêncio e, através de mim, abrigos para o silêncio da história. Buracos. Lugares onde nos escondemos. Onde nações inteiras se escondem. Corria e depois abrandava o passo. Era atravessado pelo medo e ao longe ouvia dis-paros. Sob mesas, gente escondia-se. Não encontrava os buracos. A mãe pedia a deus, ao deus ausente e minúsculo que nem da tro-voada a podia proteger, e depositava lençóis brancos sobre espe-lhos. Talvez isso afastasse deus de uma vez por todas.

60

UM PRÍNCIPE EM TODAS AS COISAS

Havia um príncipe em todas as coisas.As cerejeiras despontavam pela manhã.Em agudíssimas flores brancasdespontavam. Para o sentir cíclico e primeirode que nada sabemos, para o luminosopulsar que fere a morte e a tessiturados símbolos, despontavam as cerejeiras.As cerejeiras de flores brancas despontavam,fremiam ao vento da sempre eterna manhã.

Era no Japão, essa moradadas transparências e dos atributos,essa matriz de onde partiam sílabasdemóticas, ásperas, guerreiras,ó profanos desta assembleiade cépticos, civilitas, civilitas.Despontavam e reverberavam as cerejeiras.As flores das cerejeiras despontavamna paisagem que há, deve haver, na manhã.O que vim para contar dessa antiga moradaé apenas isto: uma memória agitadade seres que caminham em vago domínio,signo ainda, mas que contém um centro.

No fundo das palavras há uma máculaonde despontavam as cerejeiraspara um canto ainda sem nomereverberando na mente, na minha mente.

61

MULHER AO MAR

M AY DAY lanço, porque a guerra durae está vazio o vaso em que partie cede ao fundo onde a vaga fura,suga a fissura, uma falta — nãoum tarro de cortiça que vogasse;especifico: é terracota e fractura,e eu sou esparsa, e a liquidez maciça.Tarde, sei, será, se vier socorro:se transluz pouco ao escuro este sinal,e a água não prevê qualquer escriturase jazo aqui: rasura apenas, brandaa costura, fará a onda em pontolento um manto sobre o afogamento.

Margarida Vale de Gato

62

BN-ACP C-E-E3-74A-1-113_0130_63V_T24- C-R0150

No rascunho que Fernando Pessoa usoupara a tradução do Corvo de Edgar Poehá no fim versos talvez seus que rasurou.

«Dic. de Rimas», em letra legível vempor cima; depois, porém, o que não quisque viessem a ler, nem ele a ter de escrever,afigura-se tão honesto quanto sofrível.Devo admitir que não pude coibir-me(julgo eu que nenhum outro, ao descobriro bilhete ignorado de um morto)a tentar ver se ele traduzia, seaquilo era poesia ou um apeloe a mim cabia, por mais que inexacto, transcrevê-lo.

Se julguei entender a certo passoo verbo «tresleem», era chatoque ao primeiro sinal faltasse o traço;olhando de novo, talvez achasse«conteem» (atestando no passadomais desafogo ortográfico)o que era menos ousadoembora não desdissesseaquilo que me comovena p. 229 do Livro do Desassossego,«Ler é sonhar pela mão de outrem.Ler mal e por alto é libertarmo-nos

63

da mão que nos conduz.»Isto sobretudo quando, como diziao galês que o Ivan Junqueira traduz,«Grande é a mão que mantémo seu domínio sobre um homempor ele ter escrito um nome.»(Neste ponto, nota de rodapé onde se lê:Jerónimo Pizarro, em comunicação pessoal,diz-me que o trecho não é do livro afinal.)

Devolvendo-me, por linhas tortas,à reflexão do que fazercom o papel em que um homem,nem de propósito por muitosconsiderado o maior génioda língua portuguesa do séculovigésimo, depositou quem sabeo seu mais pungente recado, o qualriscou, mas não deixou por isso de guardarnuma resma arrumada que o culto nacionalnão só numerou como hoje disponibilizadigitalmente a quem quiser consultar.

E eu — a tergiversar — isto não é poemanem condiz com sentida homenagem:Fernando, tu dizias, da brevidade da vidae da dor e desgraça que «ha n’ella» (anela),e aquilo que mais doía era a falta de coragemde confiar os desmandos do teu ser,«oculto o meu interior aos olhares humanos»(embora aqui talvez haja desfocageme possa ser «critério» o que estejano lugar de «interior» — onde, mais se justifica,

64

no início dessa estrofe, «Sinto horror»);e ainda declinavas, pela margem «Pensamentos.. gestos... palavras... almas»,

e eu que devia vir aqui dar corpoao inarticulado da poesia falar-tedo que perdeste, com esse teu feitio,e a interna rima traindo-te a descargade eterno contentor que não explode —

nem sei se a letargia tanto me sacode,«além de que o não posso a alguém vazio».

65

TEXTO DE APRESENTAÇÃO

1.

É-me indiferente: poeta, poetisadependerá do ritmo ou da medida —prefiro tradutora, mas admitoque por vezes não dobro e sou narcisa.

2.

A minha primeira poesia erasobre chuva e choro. Hoje seriaprosa, ou sobre chuva e a pólvora:

chove fora viola o vento o vidro,a rua nunca é como os prospectos —O meu bilhete ao mundo, espeto-o

com delicado verbo ao coração.Rebenta, murcho músculo entupido —mil vezes fosse a vida a excepção.

3.

se o rigor do verso não visa qualquer provasenão procura —ou provar o que seja de sabor.Se não escrevo por encomendasenão por ventura serôdia

66

4.

posso posar, certamente,para a máquina fotográfica,moldar a boca ao disparo ou regulara abertura ao diafragma. Dependentedo papel revelador —modelo artista presa, sou como todos:as vidas que não toco interessam-menum desequilíbrio de voracidade e avareza.Antes ainda assim me conheçam de vistaque de revista.

67

ALICE

Coração-martelo, caixão-pregos, paixão-fraude.Shakespeare morreu em abril num velho calendárioescreveu «as alegrias extremas têm fins extremos»e lavrou com pena o óbito do amor romântico.Desde aí montes de amantes são estudos de casonos centros de investigação do ocidente mulheres e homenssão manuseados pela nuca devorando-se mutuamentee às trevas — com que dificuldade se reconhecem no flúorde faróis, ecrãs, salões vários de escritórios e hotéis— vasculham-nos, arrumando pela madrugada os silenciososazuis, que têm sonhos mais magros que salários.

Espero de ti o que não te ocorre perguntar, tenhopara te apontar este mundo cheio de lapsos.O mundo está cheio. De mortos que não chegama cair. O mundo está cheio de mortos que são vivosde pouca sede. O mundo está cheio de jovens que escorregam em sonos sólidos em dois dias ressuscitam ao terceiro sem redenção, sem ninguém que lhes verifique o pulso ou o que tomaram ou lhes deram em excesso.Peço de ti desculpa e compreensão pelas tantas deceçõesque o garrote da maturidade não estanca, descobrirás

um dia o que é tremendo de enfrentar. O mundo está cheiode adultos sem separáveis de soluções cambaleiampor cima de ondas sobre longas falhas tectónicas, o mundoestá cheio de apáticos convulsos terremotos domésticos torpedos em casas de repouso pitorescas vilas varridas do mapa onde havia praças piscinas gasosas e matinés

68

de domingo, havia cruzamentos e esquinas e olhos brancos vagabundos voltados ao céu. O mundo está cheio de arames grandes migrações para lugares piores inoculados de bolores que não saram mas disparam os índicesdas publicações científicas, tu morarás um dia onde terás

de balançar — de que acidentalmente espero encontraráscambiantes. O mundo está cheio de revoltos que sãoambivalentes mansos desenrolando rolos negrosde linóleo onde nada se pode ler; cobrem com elesminas das guerras de todos os pais, rejeitam pacientesdotes milenares de insensatez e resolvem que lhes restatraçar movimentos de dança contra o precário amparode haver chão onde cair. Espero de ti justiça, franquezae desconhecimento do medo e resistência a teoriasda conspiração se possível a par da inteira imaginaçãodos outros, a distração que treina o turista para a coragem.

Pensamento mágico quanto baste, filha, espero acharáscoincidentemente: que a tua existência resultou em partedo encontro de intensidades; ter havido absolutose aflições, ajustes de colisões, juras retocadas, vergonhasreadmitidas, correspondências interrompidas, injúriasde afetuoso pormenor. Espero de ti não menos e tudo mais: o tipo de humor capaz de acertar e relevarao arrepio da indiferença, o esquecimento que nos dá deslumbrarem-nos aspetos sucessivos sem anterior recordação, solicitude, curiosidade, o filtro amoroso doce se possível na mínima diluição.

69

MEDEIA

[Lugar baixo, rancor surdo, tremendaraiva — o despeito da mulherao centro e o sensato coro atrás.]

Diz-se que matou o próprio irmão,que descende do Sol e solo bárbaro,e que, deslumbrada por jovem práticoe pouco espiritual, lhe deuum animal de lã dourada. Eleporém ainda quis um trono, outromatrimónio e o mando dum país.

Quando uma feiticeira chora invocademónios que invocam malefícios.O escritor, atento ao móbil, fixaos joelhos da semideusa mágicae empático pinta-lhe na bocaa palavra trágica: eu nada quispara mim, por ti só tudo fiz.

E o mundo entretém no seu decursoo público. Do crime participaquem dele tira prémio ou espanto —E o pranto corre a cada livre gestoe o excesso com que sofre nos consolao sobressalto. E o manto que tecesufoca em chamas e excita deveraso sangue a correr e a carne a arder.

70

Resta um par de cadáveres infantisaos pés do pai: o céu está vazioe ninguém saiu ainda da sala.Para concluir o acto o géniodeclara solene que ali se amae mata sobre a cena. Não maisdiscursos. Inclina-se e repousa

a pena com a ponta de veneno.

L I S B ON R E V I S I T E D DI A S DE P OE S I A

foi composto em caracteres Tiempos Text 9/14

e impresso na Guide, Artes Gráficas,

em Junho de 2018.